Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dziewczęta — zauważył pan Dombi — nie mają nic do czynienia u Dombi i Syna. Czy chcesz sam?
— O, tak, chcę, ojcze!
— A zatem dasz mu je. Widzisz teraz, Pawle, jak potężny jest pieniądz, a jak słaby człowiek bez grosza. Młody Gey z rozpaczą jechał tu po pieniądze, a ty, człowiek bogaty, wielki, posiadając pieniądze, okazujesz mu łaskę i dobrodziejstwo.
Pawełek słuchał uważnie i patrzył na ojca, jak sędziwy starzec, pełen głębokich myśli i zadumań; lecz twarzyczka jego w lot poweselała i stała się dziecinną, gdy zeskoczył z kolan ojca i pobiegł do Florci z radosną wieścią, że Walter zaraz dostanie pieniądze a zatem niema czego płakać.
Tymczasem pan Dombi zwrócił się do stołu i zaczął pisać. Wtedy Paweł i Florcia pocichu zaczęli rozmawiać z Walterem, a kapitan Kuttl spoglądał na prześliczną grupę śród takich myśli, o jakich nie marzył wyniosły przedstawiciel znakomitej firmy. Gdy notatka była gotowa i zapieczętowana, pan Dombi wezwał Waltera i rzekł:
— Jutro rano proszę to oddać panu Karkerowi, a on zarządzi, żeby wuj pański wyzwolił się z biedy, uiściwszy należność. Równocześnie trzeba ubezpieczyć zwrot sumy w zwy-