Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

słów pani Czykk — bezwstydnie rozluźnił wszelkie więzły moralnych zobowiązań.
Z tem wszystkiem Pawełek pomimo czujnej opieki i macierzyńskiego pielęgnowania rozwijał się wątle. Po wypędzeniu mamki stał się smutny, sechł, wątlał, jakby długo poszukiwał straconej matki, nienasycony zgoła czułościami dozorczyń. Z biedą wielką przebrnął najtrudniejsze stopnie po drodze do wieku młodzieńczego; lecz i dalsza droga okazywała się dlań niebezpieczną, jak dla dżokeja na wyścigach, gdy co chwila grozi mu złamanie karku podczas skoków przez płoty i rowy. Każdy nowo wycinający się ząbek był dlań straszną zastawą, każdy pryszczyk w czasie odry murem, który należało przeskakiwać wśród niebezpieczeństwa. Bezsilny jeździec — obalał się przy każdym napadzie kokluszu, a dziecinne niemoce, dla innych podobne do starć naskórka, jego rozdzierały niby tygrysie pazury.
Zaziębienie w czasie chrzcin dotknęło zdaje się najczulszej strony jego organizmu i pod zimnym dachem ojcowskiego domu nie mógł przyjść do siebie. Był to w ogóle chłopczyk nieszczęśliwy, co nieraz powtarzała pani Wikkem. Pani Wikkem była żoną kelnera, co się równa wdowieństwu po pierwszym mężu, a że nie miała dzieci ani rodziny, przyjęto ją chętnie do usług w domu pana Dombi, gdzie wnet po odstawieniu Pawełka od piersi została jego niańką.