Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zapaliła krótką czarną fajeczkę i wargi jej zapykały tak, jak gdyby miała połknąć cybuch.
Skończywszy palić fajkę, rozkazała Florci nieść za sobą skórkę króliczą, aby nadać jej pozór zwykłej swej towarzyszki i obiecała wyprowadzić na prostą drogę, gdzie może się dopytywać o swych przyjaciół. Równocześnie stara, klnąc groźnie i strasząc okropną zemstą, najsurowiej zakazała ofierze swej dowiadywać się o dom ojca, który mógł być w pobliżu. Musiała pytać o kantor w City. Wszystkie te polecenia uzupełniała zapewnieniem, że strzedz jej będą czujne oczy i żaden ruch nie ukryje się.
Florcia wszystko obiecała wykonać dokładnie.
Nareszcie poprowadziła zmienioną i obdartą dziewczynę przez labirynt ciasnych uliczek i zaułków, z których dostała się na puste ogromne podwórze z przechodnią bramą, skąd słychać było turkot pojazdów.
Wskazawszy bramę na pożegnanie, porwała dzieweczkę za włosy, jak gdyby z żalu za niemi i głuchym harknęła głosem:
— No, teraz wiesz, co robić! Postój tu parę godzin, a potem szukaj kantoru ojca. Ale pamiętaj, ani mrumru! Bo cię jak szczenię zaduszę!
Florcia uczuła, jakby góra spadła jej z ramion, gdy została sama. Wierna rozkazom, stanęła w kątku podwórza a spojrzawszy do-