Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O, tak — odpowiedział Teklton. — Mam jeszcze wiele czasu. Wiele czasu.
Przy wejściu do izby zauważyli, że Tilly stuka do drzwi nieznajomego, którego izdebka znajdowała się ledwo o parę stąd kroków. Jedno z jej zaczerwienionych oczu (dlatego, że Tilly płakała całą noc, patrząc na swoją płaczącą panią) było przyciśnięte do dziurki w zamku; głośno zapukała pięścią i wydawała się przestraszoną.
— Ośmielam się powiedzieć, że nie mogę się dopukać, — wymówiła niańka. — oglądając się wkoło. — Mam nadzieję, że nie stało się tu nic złego i nikt nie umarł.
— Tym pełnym miłości bliźniego słowom Tilly towarzyszyły nowe uderzenia do drzwi, które jednak pozostały bez odpowiedzi.
— Może ja poprobuję? — zaproponował Teklton. — To ciekawe!
Woźnica, który się odwrócił ode drzwi, dał mu znak, aby wszedł, jeśli chce. I tak Teklton zastąpił Tilly; i on też stukał i szarpał klamką bez żadnego rezultatu. Ale przyszło mu na myśl pchnąć drzwi i kiedy otworzyły się bez trudu, zajrzał do izby, wsunął głowę, potem próg przestąpił i natychmiast wybiegł stamtąd z pośpiechem.