Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak rozstrojony i przybity nieszczęściem, że zląkł się kukułki, która melodyjnie wykukała dziesięć razy, z drżącym pospiechem skryła się w maurytańskim domku i zatrzasnęła za sobą drzwi, jakby zbyt ciężko jej było patrzeć na niezwykły widok. Gdyby maleńki kosiarz, uzbrojony najostrzejszą kosą, przy każdym zamachu wbijał ją w serce Jana, nie zdołałby zranić go tak okrutnie, jak to zrobiła Dot.
To serce było pełne miłości ku niej, omotane niezliczonemi nićmi wspomnień, uprzędzonemi pod wpływem jej miłych przymiotów; było to serce, w którem ona zapanowała tak niepostrzeżenie i silnie, serce do takiego stopnia prawe, mocne w dobrem, a niezdolne do złego, że nie mogło od razu poddać się wściekłości ani pragnieniu zemsty, jedynie znalazło się w niem miejsce na rozbity obraz szczęścia.
Ale powoli, gdy tak siedział w zamyśleniu przy ognisku, teraz ciemnem i chłodnem, inne gorsze myśli zaczęły mu się nasuwać jak ostry wiatr, zrywający się nocą. Oszukańczy nieznajomy spał pod jego zhańbionym dachem. Ledwo trzy kroki oddzielały Jana od drzwi jego izby. Dość jednego uderzenia, żeby je wywalić. — „Możesz spełnić zabójstwo, zanim się opamiętasz“ — mówił Teklton. Jakież to zabójstwo, jeśli daje niegodziwcowi czas, aby się bronił? Po jego stronie przecież jest przewaga młodości.