Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzikie ruchy wykonywali raz po raz bez przerwy, jakby wszystko to doprowadzało ich do szalonego zachwytu.
Niewątpliwie gdyby ci starcy mogli doznawać niepoczciwej radości na widok złego humoru Tekiton, mieliby słuszną przyczynę niezadowolenia. Tekltona był bardzo niekontent; a im weselszą stawała się jego narzeczona w towarzystwie Dot, tem mniej mu się to podobało, mimo że sam zbliżył je do siebie w tym celu. Gdy śmiały się, a on do ich żartów przyłączyć się nie mógł, przychodziło mu zaraz na myśl, że przyjaciółki wyśmiewają się z niego.
— Ach, Mey! — mówiła Dot — ach moja najmilsza, ile zmian! Naprawdę, gdy wspomnę wesołe, szkolne lata, mimowoli czuję się odmłodniałą.
— Pani zdaje się — i tak nie zbyt stara, — zauważył Teklton.
— Popatrz pan na mego poważnego małżonka, — odpowiedziała Dot. — On czyni mnie starszą przynajmniej o lat dwadzieścia. Czyż nieprawda, Janie!
— O czterdzieści, — odrzekł Jan.
— Nie wiem, o ile lat starszą uczynisz pan Mey — zawołała, śmiejąc się pani Piribingl; — w każdym razie w dniu wesela mieć będzie około stu lat.
— Cha, cha! — zaśmiał się Teklton, a śmiech jego odbił się, jak w pustej beczce, wyraz zaś