Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ochrypnięcia szczekaniem. Usadowiwszy się na swej ławeczce w furgonie, Dot była wesołym i uważnym widzem wszystkich tych drobnych wydarzeń — i gdy tak siedziała, wyglądając ze swej kryjówki — prześliczny, maleńki portrecik, uroczo obramowany zasłoną z żaglowego płótna — nie brakło koło niej ciekawych spojrzeń, szeptów, tajemniczych szturchań łokciami i zazdrości ze strony młodszych wiekiem mężczyzn. To wszystko Jana wprawiało w zachwyt, bo chlubił się on tem, że ludziom podoba się jego żona i widział, że ona nie zwraca na nich uwagi, choć wiedział także dobrze, że w innych warunkach możeby jej to pochlebiało.
Pogoda była trochę chmurna, co jest całkiem naturalną rzeczą w styczniu, a chłód i wiatr porządnie dawały się odczuwać. Lecz kto się tam troszczył o takie drobnostki? Już napewno nie Dot. A także i nie Tilly, dla której jazda w furgonie w jakichkolwiek warunkach była szczytem ludzkiej szczęśliwości, koroną ziemskich pragnień; i nie malec małżonków Piribingl, na to mogę przysiądz, bo żaden malec nie miał cieplej i nie spał silniej — choć te istoty wielkimi są mistrzami w umiejętności spania — niż szczęśliwy, młody Piribingl, w czasie całej podróży. We mgle naturalnie nie można widzieć daleko, ale przecież można rozróżnić cośkolwiek. Przyjemnem zajęciem było przyglądanie się znikającym polom i pasom