Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

urządza swój fantastyczny piknik, nieprawdaż? — spytał Teklton opryskliwie.
— Tak — odpowiedziała Berta — właśnie dziś.
— Tak i ja też myślałem — zauważył Teklton. — Chciałbym przyłączyć się do waszego towarzystwa.
— Słyszysz, ojcze! — zawołała ślepa, nie posiadając się z radości.
— Oczywiście, słyszę — wyszeptał Kaleb z nieruchomem wejrzeniem lunatyka. Ale temu nie wierzę. To jeden z miłych wymysłów niewątpliwie.
— Widzicie, ja... ja chcę poznajomić bliżej małżonków Piribingl z Mey Filding — wyjaśnił Teklton. — Żenię się z Mey.
— Żeni się pan! — zawołała ślepa, odskakując od niego.
— Przeklęta warjatka! — mruknął Teklton. — Wiedziałem, że ona nigdy mnie nie zrozumie. Ach, Berto! Żenię się. Kościół, ksiądz, organista, kościelny, oszklona kareta, dzwony, śniadanie, kołacz weselny, miejsca honorowe, składanie życzeń, stroje, zamieszanie i wszelkiego rodzaju głupstwa. Wesele, jednem słowem wesele. Czyż nie wiesz, jakie bywają wesela?
— Wiem! — krótko odrzekła ślepa. — Zrozumiałam!
— Napewno? — z powątpiewaniem zapytał Teklton. — To więcej niż oczekiwałem. Do-