Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kawałka papieru pod sam nos mężowi w chwili, gdy cybuch brał w usta, było artyzmem, istnym artyzmem. Świerszcz i samowarek, wyciągając na nowo swą pieśń, to samo twierdzili. I ogień, który na nowo zapłonął, twierdził to samo. I malutki kosiarz na zegarze przy swej nieustannej pracy to samo twierdził. Najchętniej zaś godził się na to sam woźnica, którego czoło się rozmarszczyło, a twarz rozjaśniła.
I gdy powoli i w zamyśleniu pociągał swą starą fajeczkę, a zegar holenderski tykotał, purpurowy płomień gorzał i świerszcz ćwierkał, ten duch dobry domu i ogniska (świerszcz był nim rzeczywiście) pojawił się w postaci czarodziejskiego elfa i zaczął przed gospodarzem rozwijać jeden za drugim obrazy jego rodzinnego szczęścia. Niezliczone wizerunki Dot wszelkiego wieku i wielkości napełniały izbę. Malutkie Dot w postaci małych dziewczynek figlowały przed Janem, zbierając kwiaty po polach i łąkach; niezdecydowane Dot, które przyjmowały jego starania na poły życzliwie, na poły niechętnie; nowozaślubione Dot, wchodzące do domu i ze zdziwieniem odbierające klucze od gospodarstwa; Dot — młode matki w towarzystwie wymyślonych Tilly, niosących dzieci do chrztu; starsze Dot, wciąż jeszcze jednak młode i kwitnące — pyszniące się z córek na wiejskich zabawach; dojrzałe Dot, otoczone gromadką rumianych wnuków; staruszki Dot —