Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Świerszcz za kominem.djvu/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z melodyjnym okrzykiem: „Ketczer! Ketczer! co brzmiało zupełnie jak naśladowanie kichania, skakała około dziecka, jak niezgrabna krowa koło cielątka.
— Słuchaj! Idą, zdaje się, po niego — powiedział Jan. — Ktoś tam kręci się koło drzwi. Otwórzże, Tilly.
Niańka nie zdążyła dojść do progu, gdy drzwi zzewnątrz się otworzyły; były one bardzo prostej konstrukcyi z zasuwą, którą każdy mógł podnieść, gdy zechciał. I bardzo wielu to czyniło, bo sąsiedzi wszelkiego rodzaju lubili zamienić wesołe słowo z woźnicą, choć tenże nie był zbyt rozmownym. Tak więc drzwi otworzyły się, aby wpuścić do izby małego, chudego, zamyślonego człowieka z chmurną twarzą, który, trzeba przypuścić własnoręcznie zmajstrował sobie płaszcz z rogoży, służącej za obszycie jakiegoś starego pudła; przynajmniej gdy się obrócił, aby zamknąć drzwi i nie wpuszczać zimna, na jego plecach widniały dwie czarne litery G. & T., a także słowo „szkło“ napisane śmiałem pociągnięciem.
— Dobry wieczór, Janie! rzekł gość. — Dobry wieczór, pani! Dobry wieczór, Tilly! Dobry wieczór, obcy — panie! Jak się ma mały pani! Spodziewam się, że Bokser zdrów i nieuszkodzony.
— Wszyscyśmy zdrowi, Kalebie — odrzekła Dot. — Jestem pewna, że dość spojrzeć na