Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Baudelaire-Kwiaty grzechu.djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zwyciężonego — pełen łkań — zniewagą struty —
Słyszę w potężnym śmiechu, jakim otchłań ryczy.

Jakbym cię kochał, Nocy, bez tych gwiazd widoku,
Które mówią do duszy tak znanym językiem,
Bom żądny próżni, cienia, nagości! Lecz dzikiem —

Jest to pragnienie, skoro na samym tle mroku,
Z ócz mych odbite, znanym spojrzeniem patrzące,
Żyją oddawna znikłych już istot tysiące!






XLVII
Heautontimoroumenos.

Bez nienawiści i bezgniewny,
Jak rzeźnik będę niósł ci razy,
Jak Mojżesz, gdy bił w skalne głazy!
Aż łez cierpienia zdrój ulewny,
Aby orzeźwić mą pustynię,
Z pod powiek twoich się wyleje.
Żądza ma gnana przez nadzieję,
Na słonych twoich łzach popłynie,