Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Baudelaire-Kwiaty grzechu.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na atłasowych grzbietach pięknej chmur lawiny,
On dziś — jak konający — w długich spazmach tonie,
Lub okiem ściga białych obłoczków seciny,
Które płyną jak kwiecie przez lazuru błonie.

A gdy czasem, tonący w leniwej niemocy,
Na ziemię łzę ukradkiem zroni w cieniach nocy,
Poeta, nieprzyjaciel snu, dusza marząca,

Zaraz w dłoń swoją zbierze tę bladą łzę żalu,
O odbłyskach tęczowych, jak odłam opalu,
I w sercu swem umieści, zdala oczu słońca.






XXXVIII
Harmonja wieczorna.

Oto czas, gdy kwiat każdy, drżąc na swej krzewinie,
Wyziewa aromaty jak kadzielnic łona;
W mgle wieczornej wir dźwięków, krąży woń pieszczona,
Walc rzewliwy, szał jakiś pełen tęsknot płynie.