Strona:PL Karol Baudelaire-Kwiaty grzechu.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


A pończoszki — dziew rzesza naga i zdradziecka
Tak wdziewa, by szatanów skusiły powaby;
Delacroix — przez piekieł opętany mary,
Staw krwi pośród zielonych wiecznie sosen cienia,
Kędy pod niebem chmurnem dziwaczne fanfary
Płyną, jakby Webera tłumione westchnienia:
Te przekleństwa, bluźnierstwa, te skargi, zachwyty,
Te krzyki, i łzy rzewne i hymny weselne,
To przez sto labiryntów głos echem odbity,
Opjum boskie, co serca upaja śmiertelne;
To hasło, przekazane przez legjony straży,
To rozkaz, przez tysiączne tuby powtarzany,
Majak, co się ze szczytu wież tysiąca żarzy,
Sygnał w puszczy zbłąkanym myśliwcom podany.
Bo, zaprawdę, najlepsze godności swej, Panie,
Świadectwo, jakie ludzkość składa tobie, Bogu,
Jest to wrzące, przeciągłe z wieków w wieki łkanie,
Co aż tam u wieczności twej zamiera progu!






VII
MUZA CHORA.

Biedna ty, Muzo moja! cóż ci się dziś stało?
W oczach twych płoną jeszcze nocne twe chimery,