Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

le język to rzecz dziwna; zbliska wygląda tak, jakby był zrobiony z samych drobnych różowych ziarenek.
W dole powstaje krzyk, ale tam jest ciągle krzyk. I kto wytrzyma dłużej patrzeć drugiemu w oczy? Rzecz dziwna, jej oczy zdają się być czarne, ale zbliska mają w sobie takie złote i zielone rzeczy; a ta główka w środku, to ja. Nagle jej oczy rozszerzyły się z przerażenia, zerwała się, krzyknęła i zbiegła ze zbocza górskiego wdół.
Zaś tam, wdole, bezładna gromadka ludzi posuwała się ku kantynie. Na torze pozostały tylko porozrzucane oskardy.
Wieczorem wystraszeni ludzie miasteczkowi opowiadali sobie, że jeden z „tych ludzi“ przebił nożem dozorcę. Na śmierć. I już go podobno zabrali żandarmi. Miał na rękach kajdanki, a za nim szła dziewczynka, jego córka.
Pan Marcinek zwrócił ku mnie swoje wielkie piękne oczy i machnął ręką. — A któż tam wie, który z nich to zrobił — mruczał. — Ci ludzie są dziś tu, jutro tam.
Nigdy już jej nie widziałem. Opuszczony i smutny, zaszywałem się między deskami i czytałem wszystko, co mi wpadło w ręce. — Cóż to za grzeczny chłopiec — mawiali sąsiedzi, a ojciec odpowiadał z wielką skromnością: — Żeby tylko z niego coś było!