Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Także nie? Przecie mogłeś chodzić inną drogą, czy nie? I nawet bliższą, ale ty się wałęsałeś uliczką dziewek publicznych z sercem bijącem okropnie —
I cóż z tego? Nigdy do żadnej z nich nie poszedłem.
Nie, na to się nie zdobyłeś. Ale miałeś taką dziwną, przeklętą rozkosz: ta idealna miłość z jednej strony i tani, brudny występek z drugiej. Chciało ci się obnosić swoje anielskie serce aleją k...., oto i w szystko. To były owe fosforescencje i żarzenia, ja wiem. Dajże spokój, wyglądały te rzeczy bądź co bądź dziwnie.
— — — Tak jest, tak się rzeczy miały.
No widzisz. A potem staliśmy się poetą, prawda? I w tym rozdziale jest coś takiego, o czem się nie mówi.
— — — A tak.
Nie powiesz co to było?
Cóż miało być? Dziewczyny. Taka kelnerka z zielonemi oczami i dziewczyna chora na suchoty. Zawsze się tak jakoś załamała z tkliwości i szczękała zębami. To było straszne.
Dalej! Dalej!
No i taka jedna, jakże to jej było, co przechodziła z rąk do rąk — — —
Dalej!
Chcesz słyszeć o tej opętanej przez djabła?