Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żoneczki. Trzeba jeszcze wytrzeć usta, żeby na nich nie pozostało nic z tego, co się wygadywało tam, między szynami, a potem grzecznie i uroczyście ucałować panią małżonkę.
Dobrze, a teraz mów. No tak, irytacje, takie i owakie. Całą tę stację należałoby zburzyć, albo przynajmniej te magazyny na tyłach. Zaraz powstałoby miejsce dla sześciu nowych par szyn i pracowałoby się lepiej. Mówiłem o tem dzisiaj temu i owemu, ale tylko rzucił na mnie spojrzeniem: — Ty nam tu będziesz gadał, chociaż jesteś tu dopiero parę miesięcy! — Potakiwała ze zrozumieniem. Wogóle jest ona jedynym człowiekiem, z którym można porozmawiać o wszystkiem.
— A ty, kochanie, co robiłaś? — Uśmiecha się w odpowiedzi. Takie głupie męskie pytanie! Cóż robią żony? To i owo, a potem wyczekują męża. — Ja wiem, kochanie. To takie drobiazgi, których prawie nie widać; tutaj parę ściegów, a tu znów kupić coś na kolację, ale wszystko razem to właśnie dom i gospodarstwo. Gdybym cię pocałował w palce, poznałbym ustami, że szyłaś.
A jaka ona ładna, gdy podaje kolację! Kolacja jest wprawdzie skromna, niemiecka, ale ona sama ma głowę w półcieniu i tylko jej ręce poruszają się ładnie i uprzejmie w złotym kręgu domowej lampy. Gdybym ją pocałował w ramię, żachnęłaby się i mo-