Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wykluczone takie połączenie nie jest, więc przypuszczam na chybił trafił, że Przypadek X wybrał linię najkrótszą i najszybszą. Musiał ją wybrać, ponieważ ostatecznie widzimy go spadającego w płomieniach, iżby mógł dotrzeć do celu drogi swojej jako meteor w pośpiechu najstraszliwszym. Musiał lecieć opierając spojrzenie o linię horyzontu. Pilot siedzi nieruchomo, jakby spał, och... — grzmotnąć go pięścią w kark, żeby się zbudził i leciał szybciej!
Przesiada się z maszyny na maszynę, ogłuszony, zgłupiały rykiem motoru, świadom tylko jednej rzeczy: pośpiechu. Na ostatnim lotnisku, niemal na progu stron ojczystych, ta struna rozedrgana szybkością zacięła się nagle. Nie ma komunikacji, bo wichura przeszkadza. Szaleje z pianą na ustach. Wy to nazywacie wichurą? Wy, psy parszywe, cóż powiedzielibyście dopiero o tamtejszych huraganach? Dobrze więc, weźmie samolot prywatny, choćby to miało kosztować nie wiem ile! I jeszcze raz ta kurczowa, wściekła agonia niecierpliwości, zacięte pięści i zęby zagryzione w koronkową chusteczkę, i... koniec. Wir, płomień, zapach nafty i czarne jezioro nieświadomości, które zamyka się ciemnym gąszczem.
Kochany doktorze, chciałbym pana uczcić należycie i odmalować cię z twymi szerokimi, statecznymi ramionami, pochylonego nad śmiercią Przypadku X. Widziałem pana przy tym łóżku, a jednak nie umiem wyobrazić sobie dokładnie, jak tam było. Niechże mi pan pozwoli, że jeszcze raz oddalę się od uczciwej rzeczywistości. Przy łóżku jego usadowię długowłosego, dość niesympatycznego młodziana. Trzyma pacjenta za przegub ręki i uważnie pochyla nad nim rozwichrzoną czuprynę. Piękna pielęgniarka omal oczu nie wypatrzy spoglądając uparcie na te płowe kudły, albowiem jest w młodym doktorze zakochana po uszy. Ach, zagarnąć ich pełną garść i targać, przeczesać je palcami delikatnie, jakby tchnieniem... Młodzieniec podnosi głowę. — Puls niewyczuwalny. Przysuń, siostrzyczko, parawan...