Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

piersi i gadał dużo o warunkach pracy i bezwstydnych obcokrajowcach tak długo, aż dnia pewnego przyszło do Kettelringa czterech Murzynów, którzy przestępując z nogi na nogę powiedzieli w niewielu słowach, że albo przyjmie tego Mulata z powrotem jako nadzorcę, albo...
Kettelringowi uderzyła krew do głowy. — Albo? — Pytanie to rzucił im repetując rewolwer.
Wybuchł strajk. Zorganizowany strajk obok obrzędów ludożerczych, jak to już bywa dzisiaj. Przy pracy pozostało już tylko paru ludzi tak chorych, iż nie byliby doszli do domu piechotą. Zdaje się, że Kettelring zwariował. Chwycił oskard i stojąc po kolana w błocie zaczął sam wyłamywać bryły asfaltu. Dysząc i sapiąc z wysiłku, dźwigał je ku kotłom, podczas gdy chorzy Murzyni przyglądali mu się z rozdziawionymi gębami, nie odważając się dotknąć łopaty. Gdy nanosił pełen kocioł, wybuchnął płaczem. — Pierre! Pierre! — szlochał i tłukł się pięściami po głowie. Potem ci chorzy pouciekali także.
Przez dwa dni siedział jeszcze Kettelring nad opuszczonym jeziorem asfaltowym i patrzył, jak wykopane doły powoli zalewają się nowym asfaltem. Tysiące, setki tysięcy ton asfaltu. Setki i tysiące beczek, które czekają na nabywców! Potem w koronkową chusteczkę zawinął kawałek asfaltu surowego i kawałek oczyszczonego, lśniącego jak antracyt, i turkocząc pustym autem ciężarowym pędził do Port au Prince. Przez czterdzieści osiem godzin spał tam jak zabity.
I znów stoi przed kutą kratą Kubańczyka i wali kołatką we drzwi. Otworzyć! Otworzyć! Wysoki peon stoi za kratą ale nie otwiera. — Que desea, seńor?
— Chcę się widzieć z Camagueyną, ale zaraz! — chrypi Kettelring. — Otwieraj, człowieku!
No, seńor — mruczy stary peon. — Kazano mi nie wpuszczać pana.
— Powiedz mu — miażdży Kettelring słowa — powiedz mu, że mam dla niego interes, ogromny interes do zrobie-