Strona:PL Karel Čapek-Boża męka.pdf/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i trwał coraz dłużej, aż — po chwili przemienił się w porywający, kurczowy wstrząs.
— Co się panu stało? — wykrzyknął Slawik.
— Nic, — bełkotał komisarz — to nic nie jest — — Tylko strach. — — Chwileczkę! Niech pan poczeka chwileczkę!
— Dlaczego się pan boi?
— Nie wiem — — — To tylko, co o nim mówili — — — Nie chciałem o tem myśleć — — — Pan tego nie odczuwa?
— Nie. Tylko bojaźń ducha.
— To nie to! Coś gorszego, strach — — — Nie zniosę tego!
— Może raczej pan pójdzie, — nalegał Slawik, któremu zaczynało być nieprzyjemnie.
— Zaraz — — — Niech pan idzie naprzód. Cicho. Niech pan idzie!
Szli na czworakach między skałami. Może już niepodobna wyjść wyżej?
— Niech pan idzie! — cedził komisarz przez zęby.
Kalecząc sobie ręce i kolana, drapał się Slawik w górę; dopiero gdy odnalazł znowu ścieżkę, objął go dreszcz zgrozy: przecież wystarczało, aby się mu pośliznęła noga.
Komisarz wyprzedził go w milczeniu i ruszył śpiesznie wierzchołkiem góry.
W pustelni świeciło się.