Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

twarz samobójcy w oczach mi stała, zdawało mi się, że zgrzyt śmiechu przedśmiertnego słyszę wyraźnie.
Nim jednak rzeczy spakowano, nim konie pocztowe przyprowadzono, nadjechał przyboczny sekretarz gubernatora i powiedział mi, że pan gubernator pragnie zaraz ze mną zobaczyć się, że czeka na mnie.
Pojechałem. Ekscelencya wzburzony chodził po gabinecie; gdym wszedł, zawołał drżącym głosem:
— O! co za okropny wypadek; minister mi go polecił, jenerał-gubernator o niego zapytywał, a tu... Pan go wczoraj widziałeś, z nim mówiłeś, nie domyśla się pan, co było przyczyną jego śmierci?
— Nie wiem — odparłem sucho. — Znałem go dawniej oficerem, wczoraj po wielu latach niewidzenia spotkałem go po raz pierwszy.
— Zrobił testament — mówił znowu, biorąc jakieś papiery do ręki — testament pospiesznie pisany, bez świadków, nieformalny, ale zawsze wola przedśmiertna. Oto go mam, przynieśli mi go. Pana naznacza opiekunem syna, nie wiem?
— Bardzo wątpię, czy potrafię spełnić obowiązki ztąd wypływające — przerwałem mu — prawdopodobnie nie będę mógł przyjąć, Ekscellencyo!
— Nie decyduj pan przedtem, nim list przeczytasz. Zostawił list do pana, oto jest — rzekł, podając mi zapieczętowane herbową pieczęcią pismo.
— Proszę je przeczytać, dodał, widząc, że trzymam list w ręku, nie wiedząc, co z nim zrobić. — Niech go pan tu bez ceremonii przeczyta, ja poczekam — i odwrócił się do okna.
Rozerwałem kopertę. List był krótki, pospiesznie, znać drżącą ręką pisany. Zacząłem czytać.
— »Przyjacielu mój! — pisał — Dłużej żyć nie mam poco? Źródła życia wyschły! Kto temu winien? nie wiem, czy ja sam? czy społeczeństwo, w którem żyłem. Nie chcąc stoczyć się na samo dno przepaści moralnej, a to nieuniknionemby