Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

natrętnym gościem. W drzwiach ukazał się przestraszony i mocno wzburzony Rubinstein.
— Nu! pan wié? niech Bóg broni, oto geszeft — mówił bezwładnie — pan śpi, bo pan retelny człowiek. Ja zawsze mówiłem, że pan rzetelny.
— Nigdy o tem nie wątpiłem — mówię, śmiejąc się, bo żyd ten miał talent rozśmieszania mnie — czy po to mości Rubinstein, obudziłeś mnie tak rano, żeby mnie to powiedzieć?
— Ładnie rano, dziesiąta godzina. Ale nie oto idzie; pan retelny człowiek, ale ona, ta złodziejka, ta, od policmajstra, ta Sofia Iwanowna, wczoraj jeszcze wieczorem od mojej córki pięćdziesiąt rubli wzięła, i ferfał, przepadło. Pan wié? to to swołocz, ten policmajster, szojn begruben.
— Mów pan wyraźnie, z sensem, panie Rubinstein, bo tak nie rozumiem.
— Co tu rozumieć, a co nie rozumieć! begruben i koniec.
— Kto begruben... pieniądze?
— Et, kto? policmajster, czort jego wié, czy pijany był i sam upadł? czy go kto strącił? niewiedzieć, ale leży tam na ulicy, koło tureckiego mostu, leży zabity, słectwo tam zaraz jedzie.
Skoczyłem do żyda jak oparzony.
— Co pan mówisz? — zawołałem przerażony wieścią — wczoraj go wieczór widziałem, obiad z nim jadłem.
— Wielka rzecz; i moja Etia go widziała, i tę złodziejkę widziała i swoje pięćdziesiąt rubli widziała, ale już ani policmajstra żywego, ani swoich pieniędzy nie zobaczę, ferfał!
Zacząłem pospiesznie ubierać się, by módz o wypadku napewne się dowiedzieć.
— Ja mam do jasnego pana wielką prośbę — mówił Żyd, zbliżając się do mnie — niech jej pan powié, żeby ona pieniądze oddała, bo ja donos zrobię.
— Daj mi pan pokój z takiemi prośbami, w życiu jej nie widziałem.