Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

głośnym chórem, gdzieniegdzie w gąszczu śpiewał ochrypłym już trochę głosem zapóźniony słowik, który pomimo tego, że już młodość jego minęła, nie chciał zapomnieć o miłości, o rozkoszy.
Noc to była inna jakaś, smutniejsza, niż zwykle: księżyca nie było, a na ciemnym błękicie firmamentu gwiazdy okryły się jakoś żałobnie, sklepienie niebieskie zdawało mi się być wielkim niezmierzonym całunem czarnym, obsypanym srebrnemi plamami. Tak się ono przystroiło żałobnie w mej wyobraźni na chwilę pogrzebu mych marzeń młodocianych, mego uczucia wypielęgnowanego w głębi wrzącej piersi, złudzeń duszy chłopięcej.
Gdy ucichły gwary dolatujące mnie od najdalszych chat miasteczka, gdy nawet psy gospodarskie szczekać przestały, wstałem nagle z mego siedzenia wśród paproci nadrzecznych i puściłem się ku ogrodowi zamkowemu.
Chociaż nie miałem zupełnie powodu do robienia smutnych przypuszczeń, jednak najgorsze przeczucia ogarnęły mnie zewsząd i nie omyliły mnie one. Kilka chwil, które nastąpiły wnet potem, pozostawiły najwstrętniejsze wspomnienie.
Z zimną krwią i nawet bez zbytecznego bicia serca odsuwałem rygiel ubocznej furtki parkowej, przez którą dostawałem się w przeszłym roku na schadzki z Anną. Niesmarowane dawno żelazo zgrzytnęło niemile, nie zrobiło to na mnie wrażenia, byłem przygotowany na wszystko najgorsze.
Tuż poza furtką, pomiędzy kłąbem rozłożystych klonów, stała Anna. Gdy zbliżyłem się do niej, wyciągnęła ku mnie rękę i nachyliła ku mnie swą twarz. Na ustach uczułem wnet gorący, płomienny pocałunek. W upojeniu pierwszej chwili zapomniałem o wszystkiem, o świecie całym. Wkrótce jednak uczułem jakby zimno wiejące od tej doskonale pięknej; odsunąłem się bezwiednie prawie i rzuciłem przyciszonym głosem pytanie:
— Cóżeś mi miała powiedzieć Anno?
Na dźwięk mego głosu, ręka jej, spoczywająca jeszcze w mej dłoni, drgnęła kurczowo, cofnęła ją też natychmiast.