Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szedłem trochę w tyle za nią i urywanemi zdaniami odpowiadałem na pytania, które mi ona rzacać była łaskawa.
— Często poźniej myśląc o owem naszem pierwszem spotkaniu, zastanawiałem się głęboko nad pytaniem: — czy miłość może zrodzić się w jednej chwili, od jednego spojrzenia? — Doświadczenie moje kazało mi zawsze odpowiedzieć: że tak!
Tak! tak! tak! Ja w czasie tej pierwszej wizyty w zamku międzyrzeckim zakochałem się w Annie Piotrównie, zakochałem się ślepo i namiętnie, tak, jak tylko kochać mogą ośmnastoletni młodzieńcy.
— Czy pan nie zachwycasz się tym widokiem? — pytała mnie ona wówczas, stanąwszy na parapecie starego muru i wskazując drobną swa ręką roztaczający się przed nami widok na miasteczko, kościół, rzekę, wijącą się kręto u naszych stóp i czerniejące w dali bory dębowe.
— Oh! tak — odrzekłem z uniesieniem — zachwyt mój nie zna granic.
Mówiąc to, nie patrzyłem zupełnie na wskazywany mi krajobraz, tylko w niemem upojeniu spoglądałem nieśmiało na jej twarz, doskonale piękną, na jej oczy, dziwnego czaru pełne. Ona dostrzegła odrazu, co było przedmiotem mego zachwytu i z niewysłowionym wdziękiem, z niezrównanie wycieniowaną wstydliwością spuściła oczy ku ziemi i pozwoliła swej twarzyczce oblać się zdrowym, purpurowym rumieńcem. W tej chwili uczułem się nieszczęśliwym, zdawało mi się że popełniłem jakąś zbrodnię straszną, nikczemną, za którą niema przebaczenia nigdzie i nigdy. Jakiś czas stałem skamieniały, niby paraliżem tknięty.
Przerażenie to podobało się jej, bo podniósłszy zwolna, ostrożnie oczy, spojrzała na mnie i nagle rozśmiała się serdecznie, po dziecinnemu. Patrzała tak chwil kilka, a kaskady jej srebrnego śmiechu odbijały się echem od starych murów i strzelnicami wybiegały po za obręb parku. Nagle spoważniała i podając mi rękę, rzekła: