Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stronniczo lub zgoła fałszywie sobie tłumaczyłem wówczas i tłumaczę tak dotychczas. Zresztą wszystko, co działo się ze mną wówczas i dziać się miało przez cały następny rok, da się zamknąć w kilku słowach: zakochałem się w Annie Piotrownie.
Podczas owej pamiętnej mi »pierwszej wizyty« siedziałem przy herbacie naprzeciwko niej. Pomimo tego, iż dziś nie myślę nigdy o niej, pomimo, że z obrzydzeniem przychodzi mi wymienić jej imię, zawsze jednak od czasu do czasu wspomnienie jej dziwnie, nieziemsko-pięknej postaci staje przed memi oczami i widmo to nie robi mi przykrości, grzesznicy tej bowiem dał był Pan postać, nawodzącą na myśl anielskie istoty, cherubów jakich niebieskich. Słuszna była, wiotka i powiewna, a w szesnastym roku życia wyglądała już na zupełnie rozwinięta, do miłości ziemskiej stworzoną kobietę. Twarz jej podłużna, owalna, była blada, tą dziwną niby marmurową bladością, z pod której bucha krew wrząca, zdrowie niezmożone i nieprzeparta żądza życia i.... życie. Największą jednak ozdobą tej twarzy były oczy, oczy jej duże, ciemno-szafirowe, świecące dziwnemi migotliwemi blaskami, mieniące się i grające całą gamą świateł kolorów; raz spokojne, nieruchome i melacholijne, to znowu biegające jak iskry, rozszalałe, szatańskie. A umiała niemi władać mistrzowsko; umiała niemi powiedzieć to, czego żadne słowo, żadna pieśń, żadna najsłodsza muzyka powiedzieć nie są zdolne. Ja uwierzyłem był tej mowie i marzyłem przez rok cały, aż ona sama, bezlitosna przekonała mnie dowodnie, że mowa ta była kłamstwem.
Za pierwszem widzeniem nie wieleśmy z sobą mówili. Ona ciekawie mi się przypatrywała i najwyraźniej uśmiechała się z mej nieśmiałości. Ja patrzałem tylko w jej cudne oczy i z trudnością przychodziło mi choćby lakonicznie odpowiedać na jej rzadkie, lecz śmiało rzucane pytania. Miałem oczy wlepione w nią tak, że to aż zwróciło uwagę mego ojca i zaraz po herbacie skinął na mnie i starał się wprowadzić mnie do rozmowy, toczącej się pomiędzy panem Barchatenskim, jego żoną, mym ojcem i jeszcze jakimś pałkownikiem, gościem