Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A po cóż wy prawosławne dziecko do kościoła przyprowadzacie?
Na twarz staruszki uderzyły nagle gorące rumieńce, a z oczu posypały się promienie gniewu.
— Dziecko katolickie — szepnęła, nachylając się do ucha siwego kapłana. — Nieboszczka jego matka była katoliczka, święta pani. Mnie go kazała w naszej wierze świętej wychowywać.
Ksiądz nagłym ruchem nakazał wzruszonej kobiecie milczenie, a później popatrzył na mnie smutnym wzrokiem; czułem w tem spojrzeniu litość i współczucie tak silne, że mimo woli wywołały one łzy w mych dziecięcych oczach. Nie mówiąc słowa, zbliżył się do mnie, pogłaskał mnie po głowie i czemprędzej wraz z milczącym doktorem poszedł ku furtce, znajdującej się tuż obok »wikarówki«.
W pierwszych miesiącach naszego pobytu w Międzyrzeczu ojciec niewiele się mną zajmował, miał bardzo dużo pracy urzędowej. Widywałem, że czasem do późnej nocy pracował, otoczony jakiemiś dużemi księgami; bardzo często zjawiali się jacyś urzędnicy, w mundurowych czapkach i ojciec z nimi długie godziny przepędzał na rozmowach, których nie rozumiałem zupełnie. Znudzony niezrozumiałą dla mego umysłu rozmową wynosiłem się do kuchni i tam przepędzałem czas na gawędach z Józefową i starym Siankiem, tęskniącym za Kaukazem, za pułkiem i narzekającym na chachłacką (chłopską) ziemię. Stara moja piastunka nie mogła nigdy przyjść do zgody z kozakiem; sprzeczali się ciągle, mimo tego godzili się w jednem uczuciu t. j. w miłości dla mnie.
— Jeneralski wnuk! — wołał porywczo kozak. — Po co ty go babo po kościołach katolickich wodzisz? Jej Bohu powiem panu!
— Mów! mów rozbójniku! — odpowiała, wybuchając gniewem stara. Niby to pan nie wié? Niby to nasza pani nie była katoliczką. Ot siedź cicho i jedz, co ci daję.
Tu podsuwała mu zwykle jakiś przysmak, jakby na okupienie milczenia.