Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wypił i patrzył na mnie, śmiejąc się nieprzyjemnie.
— A co? ładnie się urządziłem, spoglądasz na mnie i nie możesz zrozumieć. Rokitin, jeneralski syn, gwardyjski oficer, w policejskim mundurze, nie maskarada to, nie, ja rzeczywiście jestem policejskij czynownik.
— Różnie się plecie na tym bożym świecie — odparłem bezmyślnie smutnym głosem — i mnie nie tak wesoło, nie tak swobodnie, jak było przed dziesięciu laty. Inne czasy, inni ludzie.
— Przed dziesięciu laty — przerwał mi gorączkowo — oh! przed dziesięciu laty, pamiętasz mnie w huzarskim mundurze, za Dunaj szliśmy, trzy miesiące u ciebie chleb i sól jadłem, gdzie tam, mleka ptasiego nie brakło mi nawet. — Przy tych słowach rozczulił się, rękę mą pochwycił i rozrzewnionym głosem, ze łzami prawie mówił: Wierzaj mi, że to jedne z najpiękniejszych dni w mojem życiu, czemu ja zostać przy was nie mogłem? co matką twoja porabia?
— Nie żyje! odparłem smutnie.
— Umarła — powtórzył i głowę na piersi opuścił; smutek prawdziwy dźwięczał w tem jednem słowie; ujął mnie tem za serce. — A siostra?
— Od pięciu lat zamężna, i szczęśliwa.
— Chwała Bogu, chwała Bogu — szeptał cicho.
— Bywaj zdrów, do widzenia — rzekłem powstając, i skinąłem na służbę, by należne za śniadanie pieniądze zapłaci. — Ty Kola zostajesz tu, w mieście, ja tu często bywam dla interesów, zobaczymy się jeszcze nieraz; dziś spieszę, bo mam dużo zajęcia.
— Czy i ty mnie się wstydzisz? — szepnął cichym, ponurym głosem. — Ja wiem, rozumiem doskonale, ten mundur nikomu miłym być nie może. A jednak proszę cię, przez pamięć naszej dawnej przyjaźni, zrób mi tę łaskę, zostań dziś ze mną, bo straszny to dzień w mojem życiu, oh! oh! straszny, okropny dzień. Zostań, obiad razem zjemy, może już w życiu