Ta strona została skorygowana.
biegła do domu taka szczęśliwa, jak gdyby cały świat należał do niej.
IV.
Z modlitwą na ustach, niby pieczęcią wspomnień złych i dobrych, pogodnych i smutnych, blada kobieta, minąwszy podwórze, zniknęła w sieniach oficyny bardzo wysokiej, lecz za to bardzo wązkiej.
U drzwi mieszkania, na parterze, powitał ją głos dziecięcy, wesoły, pieszczotliwy.
— Złota Maciejka! moja złota!
Następnie pocałunek, za nim drugi, trzeci, i skarga tak żałosna, jak gdyby ten, kto ją wypowiadał, był naprawdę godną politowania osobą.
— Jestem głodny, bardzo głodny, strasznie! Jeśli mi nic dobrego do ust nie wpadnie — umrę.
Skarga, chociaż zakończona śmiechem, poruszyła „Maciejkę“. Zaczęła się krzątać żywo i gderać.
— Przecież z sobą nie wzięłam. Mógł panicz