Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 97 —

— Z Bogiem — rzekł gospodarz.
— I ja z wami ojcze — zawołała Rózia — ja tu nie zostanę.
Śpiewalski, nic nie mówiąc, powoli zbliżył się do żony, ujął ją za rękę silnie i rzekł:
— Prawo ludzkie i Boskie jest, żeby żona przy mężu była i ty... będziesz.
To rzekłszy, otworzył drzwi do drugiej stancyi, wepchnął tam Rózię, a raczej wrzucił ją jak kociaka i dwa razy klucz w zamku obrócił.
Pikuła z Kieliszkiem cofnęli się ode drzwi.
— Toś ty taki kat dla niej, to niewolić ją będziesz! ej, szwagierku, puśćmy no ręce w ruch, trza tego rozbójnika rozumu nauczyć...
— Kasiu, — rzekł Śpiewalski do córki z wielkim spokojem, — skoczno po sołtysa i zawołaj ze sześciu gospodarzy, bo grzeczne słowo nie wiele tu pomoże.
— Boi się kto gospodarzy?! rzekł Kieliszek! — ale chodź, bracie. Co z takim wojować. Jedziem do adwokata. Wicek, hej Wicek, gdzieżeś się schował?..
Wicek, który dobrze patrzył i widział, co się w chałupie dzieje, stał przy małem okienku od alkierza, gdzie akurat szybka była wybita i szeptał do uwięzionej Rózi: