Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 71 —

nie, a błogosławieństwo i łaskę dla siebie i dla tej, którą za towarzyszkę życia pojął... Długo, długo klęczał zatopiony w modlitwie gorącej i snać wysłuchane były jego westchnienia, gdyż wstał uspokojony i silniejszy na duchu.
Gdy wrócił, zaraz w progu Kieliszek przywitał go z flaszką w ręku.
— Na dzień dobry, kochany zięciu! — wołał...
— Bóg zapłać, pić nie będę, — odrzekł Śpiewalski, — dość mi wczorajszego.
— Aha, rozumiem, głowa boli. To właśnie, klin klinem się wybije, panie zięciu. Ja sam ocknąłem się taki zbity, jak gdyby mnie kijami potłuczono: głowa cięży, jak ćwierć pszenicy, oczy bolą.
— A widzicie...
— Nie pierwszy raz mi się to zdarza, praktykowany jestem. Golnąłem z miejsca jeden kielich, zbicie zaraz ustąpiło; po drugim głowa zelżała, a po trzecim tak mam jasno w ślepiach, że mógłbym mak przebierać. Radzę ci uczynić tak samo, a będziesz zdrów.
— Dziękuję, nie będę. Gorącego barszczu, albo herbaty, jeżeli macie w domu, tobym się napił...
— No, no... nie spodziewałem się po was: chłop tęgi, a lada co mu szkodzi. Gdzieżeś to cho-