Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 66 —

albo wdowie porządnej szczęście dać; podrugie, wściekłość mnie ogarnia, gdy widzę, że taka głupia Róźka robi los; a po trzecie, moja pani, ten Wicek...
— Już teraz przepadło: ślub połączył, śmierć jedna rozłączy.
Kieliszek dosłyszał ostatnie wyrazy.
— Co panie bajdurzycie o śmierci, toć nie pogrzeb w domu moim, ale wesele.
— Niechże Bóg strzeże od pogrzebów każdego, kochany nasz gospodarzu! myśmy właśnie o ślubie mówiły, że państwo młodzi łączą się przy ołtarzu na całe życie.
— A no prawda... rozłączy, jak to mówią, rydel i motyka, ale o tem na weselu przykro wspominać. Na to wesele jest, żeby wesoło było... O, patrzcie no, moje panie, patrzcie: aha, jaki mój zięć, co? Nie spodziewałem się tego po nim.
Kumoszki ku drzwiom pobiegły. W drugiej stancyi Śpiewalski podochocony dokazywał; porwał swoją młodą żonę i w taniec się z nią puścił, aż drzazgi z podłogi leciały. Przytupywał, podskakiwał, jak młodzik; Rózia próbowała się wyrwać.
— Niechże mnie pan już puści — mówiła — suknia się pobrudzi.