Przejdź do zawartości

Strona:PL K Junosza Żona z jarmarku.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 43 —

zia do niego z żądaniem różnych przeróbek i dodatków; żydzisko głowę tracił, jak tym grymasom dogodzić. Próbował pochlebstwem uspokoić próżną dziewczynę.
— Aj waj, aj waj, — mówił, cmokając ustami, — na moje sumienie! w tej sukni panna Rózia będzie wyglądała, jak hrabianka.
— Proszę! a teraz jak wyglądam?
— Teraz panna Rózia wygląda tak sobie... jak panna Rózia.
— Niechno Berek dużo nie gada...
— Za co się panna Rózia obraża? Co ja złego powiedziałem?
— No, no, jak ja wyglądam, to wyglądam, niech was to nie obchodzi, boście na takie rzeczy nie znawca.
— Ja nie znawca? Ja, najpierwszy krawiec na cały Ogonów, nie mam być znawca?! Tyle lat robię suknie dla pań: dla pani doktorowej, burmistrzowej, aptekarzowej, dla różnych pań ze wsi, to któż może być lepszy znawca, niż ja?
— Kto jest, to jest, ale nie Berek.
— Aj, przepraszam, teraz już wiem, kto, już wiem.
— A kto?
— Śpiewalski... pan Śpiewalski... on się na pannie Rózi poznał, a panna Rózia na nim... ślicz-