Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/655

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chłopak zwolna poprawił księgę, zsuwającą się z ramienia, i zdjął czapczynę, a król powtórzył mu: Disce, puer.
Siłą tego słowa, dzieciak później urósł na dostojnika kościoła, ale naród, który je słyszał, nie wziął do serca.
— Nie wiem, czy ten, komum rzekł: Disce, zrozumiał mnie w téj chwili... — począł mówić cień — ale zrozumiał słowo. Naród je słyszał także, ale nie zrozumiał nigdy.
Przyszedłem do niego więcéj jako nauczyciel, niż jako żołnierz i obrońca, a powtarzałem od pierwszéj chwili, gdym stopą dotknął téj ziemi, aż do ostatniéj, gdym konał z gorzką myślą, że mnie struto — jedno tylko: Disce...
Światła potrzeba było wszędzie, a ja je niosłem, oni się nic uczyć nie chcieli.
Znalazłem rozbujałą swobodę, a odumarłem ją rozgorzałą do buntu. I mój Zamojski, co ją chciał dla mnie ukrócić, dla następcy stał się rozprzężenia wodzem. Z krwi Zborowskich urodził się rokosz, z rokoszów wyrosły konfederacye.
Kazałem ściąć zuchwałego Zborowskiego, upokorzyłem ród jego... było to moje: Disce — dla szlachty. Krwią tego nieszczęśliwego podzieliliśmy się z Zamojskim, aby nią napisać na szkolnéj tablicy narodu: Disce.
Ale naprzeciwko nam wyniesiono posąg pogański Wolności ukoronowanéj, i postawiono go na ołtarzu...
Wszyscy się jéj kłaniać musieli — nikt tknąć nie ważył. Kazali i mnie bić jéj czołem, gdy mi dłonie krępowała. Na sejmach, gdym żądał posłuszeństwa i ofiary dla wspólnéj ojczyzny, gdym oddawszy, com miał, nawoływał do podatku dla obrony — oni mnie zadawać śmieli marnotrawstwo i samowolę. Zuchwałe słowa nieraz mi rękę do miecza ściągnęły, a łzy na powieki...
Poili mnie żółcią, gorszą od trucizny.
Disce moje rozbijało się o twarde głowy, o rozkołysane serca, i moje nauczycielstwo szło marnie, bo nie chcieli swobody od swawoli, ani karności od niewoli rozeznać.
Wszystko przerabiać było potrzeba, a nas dwu tylko stało do roboty — hetman i ja...
Mężny i bitny naród cały siedział na koniu, a pieszego żołnierza nie znał, bo szlachcicowi z konia zsiąść wstyd było... a nie w polu walczyć, ale grody zdobywać mieliśmy.
Stanęła najemna piechota — krzyknęli na zdradę, jakbym wojsko zaciągał nie przeciw wrogowi, ale przeciwko bóstwu ich.
Przeciwko burzliwéj szlachcie, która w szable tylko dzwoniła — zaczęliśmy tworzyć nową, tych, co pomagali żołnierzowi głową, piórem, pędzlem, dłutem, kunsztem... szlachtę z mieszczan i ludu...