Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
233
Na pograniczu obcych światów

wo, w przedburznej, dusznej chwili, gałęzie ku ziemi smutnie zwiesza, czekając, aż wicher z górskich gniazd w objęcia je chwyci, a chmury — gromów pożar zrodzą i ciężkie ulew potoki. Serce jej drga w szponach rozpaczy, w głowie ciemność się rozgościła. Myśli wszystkie gasną jej w duszy. Tak ciemność za włada w tajemną oną noc listopadową, gdy druidzi z zasłonionemi twarzami poświętny ogień wieczny gaszą, a potem powoli, na znak dany, ognisko po ognisku w całej gminie w mroźny mrok się otula, aż wreszcie noc straszna, rodzicielka światła, całą ziemię w moc swoją bierze. Ale nagle — jako tejże nocy święty ogień na górze czcigodnej znowu wystrzela, obraz żywota nowego — tak strzeliła myśl w opustoszałej głowie dziewy. Wlecze zwłoki Maelguna przed dom, do ogona rumaka je wiąże. Potem wraca do sali swadziebnej, dziko rzuca gorejącą na łoże pochodnię. Ogień bucha. Nie zwlekając chwili, na rumaka siada Chiomara i noc całą bez spoczynku gna. Nieszczęsnego małżonka w prochu z sobą wlecze. Włosy jej złote wieją z wia-