Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
212
Na pograniczu obcych światów.

— A co zwabiło cię z państwa światłości w naszą ciemność z powrotem?
Długie, długie westchnienie jedyną było odpowiedzią.
— Nie pytaj dalej — szeptał głos zamierający w oddali. — Powietrze ziemskie cięży mi... Do widzenia! Jutro w nocy zobaczysz mnie znowu!..
Zerwałem się z ziemi i wyciągnąłem ręce, chcąc przytrzymać cień pierzchający. Nadaremnie wszakże! Wzniósł się spokojnie ponad głowę moją i jął znikać zwolna, jak mgła rozpływająca się pod słońcem na wyniosłym, górskim wierzchole. Raz jeszcze zajękło przeciągle głębokie westchnienie — potem wszystko wróciło do ciszy i nieruchomości... Oglądałem się na wszystkie strony, ale nie było już śladu po zjawisku ani w śniącej cicho krainie, ani na migotliwem niebios nocnych, sklepieniu.
Chwiejnym krokiem wróciłem do domu.