Przejdź do zawartości

Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
112
Na pograniczu obcych światów.

dzie przed ogniem, a zaraz po wieczerzy wstał i zażądał kluczy od biblioteki, które w swoim pokoju dobrze miałem schowane. Skinął na mnie, abym mu towarzyszył. W ciasnej i ciemnej tej komnacie było bardzo duszno, otworzyłem tedy okno i wpuściłem nieco świeżego jesiennego powietrza, w którego przeciągu długie — wązkie płomyki starodawnej żelaznej, ze stropu zwisającej lampy, niespokojnie się zakołysały i dziwaczne, co chwila różne cienie na ściany wokół miotać jęły, co podnosiło jeszcze tajemniczość niezwykłego tego pokoju. Frydecki otwierał przegródki i szuflady, przeglądał tam papiery i notaty wszelkiego rodzaju, a ja śledziłem ze zdumieniem każdy jego krok. Nagle zatrzymał się niedaleko okna. W pokoju zabrzmiał ostry dźwięk, jak gdyby szybko rozprężającej się sprężyny stalowej, i z niemałym podziwem ujrzałem nagle otwierające się, zupełnie przedtem nieznane mi drzwiczki w starożytnej boazeryi, obiegającej dokoła głęboką niszę okienną. Była to jak gdyby ze trzy stopy wysoka szafka, napełniona dziwacznemi