Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciadlające w sobie całą tajemniczą piękność wschodu. A ten uśmiech czarowny, te zęby z kanaryjskiego marmuru, te zęby, co chciały zjeść winogrona szklane, zdobiące kapelusz pani Sand, która ją właśnie odwiedzała. Nie dziwcie się jednak temu, grona bowiem tak naturalnie wyglądały, że ja sam aż ślinkę łykałem.
Towarzystwo wybuchnęło śmiechem.
— O młode pokolenie! — unosił się pan Bergenhausen — jakże was żałuję! Cóż wy wiecie o artystach i sztuce! Jesteście w zachwycie, słysząc śpiew Patti. Opera, tragedya, balet nowoczesny — to wszystko proch, cień wobec sławnej doby przeszłej. Kiedy Rachel grała Fedrę, Giulia Grisi śpiewała Normę, Taglioni śpiewała Sylfidę — wtedy było zadowolenie artystyczne, ale teraz? Żałuję was, żałuję bardzo.
— A ja was żałuję znów dlatego — dodała tak spokojnie, jakgdyby scena w małym salonie wcale się nie odbyła — żeście pana Bergenhausen naprowadzili na ten nieszczęśliwy temat. Obecnie przez cały już wieczór nie przestanie opowiadać o czasach minionych, a wy musicie wysłuchiwać te długie elegie.
— W zupełności przyznaję stryjowi racyę — rzekła Izabela. — Sztuka dramatyczna z każdym dniem upada. Nie uważam tylko, jak on, czasów wielkiej Racheli, nieporównanego Taimy za szczyt doskonałości, były to bowiem przejściowe jeno meteory na ciemnym firmamencie. Moim ideałem jest doba re-