wdziwą Niobe żyjącą. Jaka w niej mieści się zagadka?
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Od owego rautu u Izabeli wszystko uległo zmianie w domu młodych małżonków — w tym dniu skończyły się ich miodowe miesiące. Gabryela zrozumiała, że zaczął się nowy okres życia. Delikatny pył poezyi pierwszych dni ich szczęścia starł się zupełnie, zatracił się na zawsze, jak każdy raj...
— A to wszystko dzięki niegustownej toalecie — powtarzała sobie z cierpkim uśmiechem.
Myliła się jednak. Lamberta gniewało wprawdzie fiasco żony na wizycie u rodziców, a następnie w kołach „jego ludzi,“ ale głównie bolało go porównanie żony z panią de Dorval. Sam krył się przed sobą, lecz piękna jej twarz tak silnie utkwiła mu w pamięci, że widział ją wciąż przy sobie. Nie mógł sobie wyrzucać sprzeniewierzenia się żonie, boć ją kochał gorąco, nową znajomą zaś jeno podziwiał. Najwięcej przynęcała go owa zasłona tajemniczości, w jaką się przyoblekła, i obojętność, gdy chciał się do niej zbliżyć. Był on przyzwyczajony „wywoływać wrażenie,” a teraz mu się to nie udało zupełnie. Mężczyźni więcej posiadają samolubstwa, dobrze ukrytego w tajnikach serca.
Zaraz na drugi dzień odwiedził Lambert siostrę i naprowadził rozmowę na temat o pani de Dorval.
— Poznałam ją w Dreźnie — opowiadała Izabe-