Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

urwisko. Wydał mi się obrzydliwy — moja nienawiść we wstręt się przemieniła.
— Masz pieniądze? — zawołała matka.
Rzucił na ziemię garść pieniędzy, które podniosła z chciwością. Jarosław, zataczając się, podszedł ku mnie.
— Gołąbeczka — zaczął — stale smutna. Skosztuj wina. Bachus jest bogiem pocieszycielem. Czy wiesz, gdzie byłem? Komedyanci przyjęli mnie do swego towarzystwa, sztuki pokazywałem. Co to za rozkoszne życie — miłość i pijatyka, pije się dużo, pije ciągle!...
Nie mogłam znieść jego widoku, wyraźniej jeszcze odczułam swe poniżenie i hańbę, serce mi chciało pęknąć z bólu. Miałam wrażenie, iż wyrwę z wnętrzności dziecko i rzucę je, jako obraz tego przeklętego człowieka. Uciekłam i biegłam, jak szalona. Jarosław podążył za mną i dogonił przy samem jeziorze, do którego miałam wskoczyć.
— Precz odemnie, obrzydliwy potworze! — krzyknęłam.
— Obrzydliwy? a odkąd to? — pytał. — Czy byłem nim wówczas, gdyś przyszła po mnie na probostwo, gdyś mi się rzuciła w objęcia pod lipą?
Pociągnął mnie za sobą, wyrwałam mu się jednak.
— Bądź rozumną, a zostaniesz moją żoną — żartował, nie domyślając się, jak mnie tem upokarza.
— Nie będę! — krzyczałam. — Raczej pręgierz,