Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Biedny! — szepnęła Gabryela po odejściu hrabiego.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Lambert, otrzymawszy od pani de Dorval wezwanie, udał się do niej pośpiesznie.
Zapłakana służąca oznajmiła mu, że pani jej nagle zasłabła i dopiero za parę godzin może go przyjąć.
Kiedy przyszedł powtórnie, zastał panią de Dorval bardzo bladą i zmienioną.
— Wybacz pan, chciałam z nim pomówić w sprawie niezmiernie ważnej, ale dziś brak mi do tego siły.
Po dłuższej przerwie znów zaczęła.
— Zadziwi pana zapewne, że zamiast wyjaśnienia, jakie panu wczoraj przyrzekłam, zadam mu kilka pytań z prośbą o szczerą odpowiedź. Wkrótce opowiem wszystko obszerniej.
— Niech pani pyta.
— Czy żona pańska mówiła to wczoraj w przystępie ataku nerwowego?
Lambert zmarszczył czoło.
— Przebacz pan, nie pytam jednak przez ciekawość — zacisnęła ręce kurczowo.
Lambert odczuwał, ile ją kosztowało każde wymówione słowo.
— Nie znam przyczyny tego szalonego kroku, nic mi jeszcze nie wyświetliła, lecz to, co powiedziała, jest prawdą.