Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie mogła się oprzeć uwadze, choć czuła, jak był wzruszony.

— Czyż mogą być powody świętsze od uczuć, które wiążą syna z rodzicielką?...
Nie odpowiedział. Uszanowała jego tajemnicę. Nie mówili już o tem.
25 lipca o trzeciej nad ranem stanęli w Tiukalińsku. Setki wiorst pozostawili poza sobą. Oboje byli małomówni, skupieni w sobie, pochłonięci odrębnemi myślami o jednakim celu podróży. Na razie nie spotykali w niej przeszkód, jeśli nie liczyć kilku starć z uporem jamszczyków, ociągających się jechać dalej wobec trwożnych wiadomości o bliskości Tatarów. Strogow wiedział, że powoływania się na „podorożną“ od władz rosyjskich nie wywierały już skutku. Przełamywał opór raczej sutemi napiwkami.
Ale na brzegach Irtyszu, o dwadzieścia wiorst przed Omskiem, zagroziło im niebezpieczeństwo. Irtysz, wypływający z gór Ałtaju i toczący swoje bystre fale 7000 wiorst ku rzece Obi, w którą wpada — o tej porze roku niezmiernie przybiera. Przejazd przez wody jego odbywa się na promie, poruszanym przez przewoźników drągami, odpychanemi od dna. Strogow obawiał się, że tarantas, konie i troje pasażerów nazbyt obciążą prom. Nie chcąc narażać Nadi, zamierzał przewieźć pojazd i po nią powrócić. Ale ona oświadczyła, że nie chce wywołać opóźnienia i w razie potrzeby raczej skoczy za nim z promu i wpław dostanie się do brzegu.
Na środku rzeki okazało się, że opatrzone hakami drągi (bosaki) nie sięgają dna. Wypadło powierzyć się falom, płynąć dalej w poszukiwaniu gdzieś płytszych miejsc, czy brodu. Irtysz niósł ich z zawrotną szybkością. Przewoźnicy nawoływali się wzajem słowem: U–wa–ga!...