Strona:PL Juliusz Verne - Kurjer carski.pdf/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chał ich na południe, kędy oczy poniosą, na odległe i utrudnione szlaki powrotu do miejsc rodzinnych przez morze Kaspijskie, Persję lub Turcję.
Ale obecność agentów policji i kozaków głuszyła rwący się z duszy tłumów krzyk protestu. Rozpoczęło się gorączkowe zwijanie namiotów; zamilkły śpiewy; ładowano towary na wozy. Ustępowali z placu biedni Cyganie. Rozbierano budy cyrkowe sztukmistrzów. Żołnierze z bagnetami na karabinach pomagali kolbami opóźniającym się. Gwarna arena jarmarku ku wieczorowi miała zamienić się w pustynię.

Strogowa, obecnego przy początkach ewakuacji, uderzyła pewna okoliczność. Jakim sposobem wczorajszy cygan przewidział dekret?! Albowiem jasnem było, że wyraz „ojciec“ w gwarze cygańskiej pokrywał inny termin: „cesarz“. Oto nieuchwytni szpiegowie! — myślał. Miał wrażenie, że dekret cesarski zdawał się być tamtym, rozmawiającym wczoraj o zmroku, raczej na rękę...
Ale nie zastanawiał się nad tem dłużej. Pochłonęła go naraz myśl inna — o Liwoniance. Biedne dziecko! musiał przeć ją jakiś niezmiernie ważny powód do tej podróży....
A teraz droga do Irkucka była dla niej zamknięta. Gdybyż mógł jej przyjść z pomocą...
Błysnęła mu nowa myśl. W gruncie rzeczy mógł jej pomódz, nie narażając całkiem swojej misji. Przeciwnie jej towarzystwo w podróży dawało się doskonale wykorzystać. Człowiek samotny narażał się na podejrzenia w drodze o tak burzliwym czasie. Ale któżby wątpił, że ten, kto podróżuje z kobietą, jest tym, za kogo się wydaje — istotnym kupcem Irkuckim, Korpanowym?!
Rozpoczął ponownie gorączkowe poszukiwania zaniechane wczoraj. Ponieważ nieznajoma miała, jak