Przejdź do zawartości

Strona:PL Julian Ejsmond - W słońcu.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


DWUGŁOS LITEWSKICH BORÓW


Czemu puszcze wileńskie, okryte śniegową bielą,
iskrzą się w słońcu promiennie i oczy radośnie weselą?
Czemu puszcza kowieńska tak bliska — a taka inna?
I czemuż o tem milczy dziś Niemen, „Rzeka rodzinna“?

Sosny ziemi wileńskiej — dostojne, szumne i dumne.
Jest w nich radość zwycięska dzikiej i wolnej kniei.
Sosny ziemi kowieńskiej — smutne, jak drzewo na trumnę
A jeśli mają zieleń — to nieśmiałą zieleń nadziei...

Czemu szumy-poszumy, czemu szepty-poszepty drzewne
W wileńskim mateczniku tak są pogodne i śpiewne?
A w sercu kniei kowieńskiej, gdy powiew wiatru powstanie,
To jest w nim jęk rozpaczliwy i płacz bolesny i łkanie?