Przejdź do zawartości

Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zlany krwią, ohydny, ze zlepionem pierzem, wylazł po chwili, otrząsnął posokę z piór, zakrakał zcicha: w dziobie trzymał serce wisielca.
Oba kruki siadły teraz na poprzeczce szubienicy i poczęły dziobać to zgniłe serce, które kiedyś było sercem człowieka...