Jakiś rycerz w złotej zbroi — jak w bajce — porywał dziewczynę z czarnego klasztoru. Ciemną nocą niósł ich rumak szalony. Płaszcz rycerza powiewał, jak skrzydła. W dumnym zamku huczna biesiada. Płynie wino, złote miody się leją. Rycerz daje ukochanej pierścień. Złoty pierścień z różowym brylantem. O północy nowi goście zjeżdżają. Służba spuszcza zwodzone mosty. Same dzwony uderzają na wieży. Czarny orszak wchodzi na podwórze. Giermkowie w czarnej barwie wnoszą trumnę do sali biesiadnej i stają bez głosu. Bladość okrywa czoło rycerza. I odsłania się wieko trumny. I trup wstaje, cuchnący rozkładem, przez robaki napoły pożarty. Zgniłą rękę wyciąga po pierścień...
Przerażony Janek krzyczy boleśnie...
Potem dalsze się snują obrazy strasznych dziejów klejnotu. A nakoniec jakiś dwór staroświecki. Modrzewiowy dwór w cienistym parku. Lipowa aleja, pełna brzęku pszczół. Srebrne stawy i białe łabędzie. Bzy, jaśminy i pieśni słowicze. A we dworze miłość i wesele, i bogactwo,
Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/109
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 120 —