Przejdź do zawartości

Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wilki miały tej nocy ucztę z trupów własnych towarzyszy...
Zwyciężył. Lecz odtąd nie opuszczały już jego tropu. Chodziły za nim, jak nieodstępny cień... dzień i noc... noc i dzień...
Gdy się rozkładał — siadały i kładły się na śniegu, wywalając łakome, łapczywe ozory. Gdy uchodził w zwarte zagajniki — szły w zagajniki... A gdy po gołoborzu wędrował — wędrowały po gołoborzu...

*

Mimo niepożytej mocy opadać począł z sił. Głód mu dolegał. Kiedy rozpoczynał rozwalać śnieg — czekały. Gdy wypruwał z łona ziemi pożywne korzenie — zbliżały się nieco... Skoro zaś pracę przerywał i rzucał się do walki — cofały się i... czekały...
W całej puszczy był już teraz tylko On i one... Tylko On i one...

*

Aż dnia pewnego poczuł, że brak mu sił, aby rozorać gwizdem zamarzniętą sko-