Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 48 —

łem me życie, a zawsze jeszcze więcej od nich byłem burzliwy...
— Ale tu nie grozi żadna burza, patrz pan, niebo jest pogodne...
— Zobaczymy, zobaczymy mój panie! — zahuczały, jak grzmot, słowa gwałtownego Amerykanina. — A jeśli pan masz zamiar zająć publiczność moją osobą, mem życiem i czynami, miej się pan na baczności, abyś nie miał wypadkiem do czynienia z komendantem Urricanem.
Tak jest, John Urrican, był komendantem. Dzielny i śmiały oficer marynarki Stanów Zjednoczonych najsłuszniej dosłużył się tego wybitnego stanowiska.
Zawodowi swemu oddany duszą całą, nie znał bojaźni czy to przed ogniem nieprzyjaciela, czy nawet przed ogniem niebieskim, mimo zaś swych lat piędziesięciu nie stracił nic z wrodzonej sobie gwałtowności. Obecnie na urlopie od kilku tygodni, dla uregulowania rodzinnych interesów, z trudem wielkim przyjmował warunki życia na lądzie i tym skłonniejszym okazywał się do burzliwych wybuchów.
Wysokiego wzrostu, silnej budowy ciała, był uosobieniem dzielności męskiej, a nogi mocno w łuk wygięte, właściwe ludziom żyjącym na morzu, nadawały ruchom jego owo charakterystyczne kołysanie, znane powszechnie