Przejdź do zawartości

Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/502

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 478 —

Widocznie jednak istniała jakaś wspólność myśli czy sympatyi między pierwszym partnerem, a piątą partnerką, skoro gdy ona postanowiła czekać na jego przybycie, on znowu pragnął uprzedzić jej wyjazd i już nazajutrz stanął w Saint-Louis, a spocząwszy nieco i odświeżywszy ubranie pośpieszył złożyć jej wizytę.
Nie bez pewnego wzruszenia przyjęła go Helena.
— Jakże szczerze żałujemy pana, panie Rèal — rzekła z prostotą.
— Z głębi serca żałujemy — pospieszyła potwierdzić Jowita, choć rozpromieniona jej twarzyczka nie wyrażała najmniejszego współczucia, ni żalu.
— Dziękuję paniom za ten dowód dobroci serca, chociaż upewniam, że nie czuję się wcale godnym pożałowania skoro tylko mogę uwolnić panią, panno Nałęcz, z niemiłego położenia...
— Spodziewam się... tak być powinno — wyrwała się ze zwykłą swą żywością Amerykanka.
— Jowito! — upomniała ją Helena, a zwracając się do gościa dodała. — Wybacz pan te słowa mej przyjaciółki; są one tylko dowodem jej wielkiej życzliwości dla mnie.
— Tak, tak — potwierdziło dziewczę trochę zaambarasowane. — W każdym razie niech