Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 257 —

odebrać co prędzej swą walizkę, o którą niewiadomo z jakiej przyczyny znowu całą drogę się niepokoiła, by czasem nie zaginęła wśród innych bagaży.
Oczywiście bez żadnych trudności walizka za kwitem wydaną jej została i w kwadrans później obie podróżne zajechały do hotelu, zalecanego przez „Przewodnika“.
— Czy panie dłużej u nas zagoszczą? — zapytał służący hotelowy, wprowadzając przybyłych do pokoju na pierwszem piętrze.
— Nie wiem jeszcze, prawdopodobnie wszakże zaraz dzisiaj odjedziemy — odpowiedziała mu Jowita, a zwracając się do Heleny, zapytała: — Czy nie jesteś już głodną?
— Owszem, chętnie zjem śniadanie, gdy nam czas pozwala.
— Więc posilmy się przedewszystkiem, potem przejdziemy się trochę po mieście.
— Ale nie zapominaj, że o godzinie dwunastej...
— Ja miałabym zapomnieć, ja! — zawołała Jowita, z nieudanem oburzeniem.
Śniadanie nie zabrało dużo czasu i w pół godziny potem obie przyjaciółki, nie poznane przez nikogo, gdyż nawet na liście gości hotelowych nie zdążyły zapisać jeszcze