Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 238 —

ny o jej zdrowiu, jak gdyby skromna jej osoba była co najmniej księżniczką panującego domu.
Tak upłynęły dwa dni następne; chora miała się już znacznie lepiej, co nad wszelki wyraz uszczęśliwiało Jowitę. Aż rankiem jedenastego maja wyszła panna Foley z mieszkania, nie zwierzywszy celu swej wycieczki nikomu, ani Helenie, ani starej swej sąsiadce, a gdy po paru wróciła godzinach, uśmiech wpół figlarny, wpół złośliwy igrał na jej twarzy.
— Co cię w tak dobry wprawiło humor, Jowito? — zapytała Polka.
— Ot cieszę się, bo widzę cię powracającą już naprawdę do zdrowia! A potem na świecie tak dziś pięknie, słońce takie jasne, powietrze takie lekkie, takie balsamiczne, że oddychać niem aż miło. Jestem pewna, że gdyby cię to słonko majowe ogrzało, czułabyś się od razu dobrze. Ale nie! żadnych lekkomyślnych prób, bo jeszczeby te fatalne komplikacye nadejść gotowe.
— A gdzieżeś to dziś chodziła tak rano?
— Gdzie?... Byłam najpierw w naszym magazynie. Panowie Marshall i Field przysyłają codzień z zapytaniem o twe zdrowie, wypadało mi raz pójść i podziękować im za tę pamięć.
— Dobrze zrobiłaś. — Wiele też z ich strony uprzejmości, że nam dali ten urlop —