Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 129 —

Nareszcie podniesiono kotwicę, puszczono w ruch maszynę i statek z sykiem pary i szumem rozbijanej fali, popłynął z biegiem rzeki, unoszącej kamieniste odłamy, które siła rwącego potoku, wyrwała górom Skalistym.
Jakże odmiennemi są płaskie i trawą zarosłe wybrzeża Missouri w Kanzas od owych dzikich, skałami najeżonych, z jakich są znane okolice w górze rzeki! Tam wody jej tworzą malownicze, choć niebezpieczne i dla żeglugi całkiem niepodatne wiry i katarakty, tu płyną równo i spokojnie, rozlewając się szeroko, bo zasilane kilku dopływani, z których najważniejszy jest Yellowstone.
„Richmond“ posuwał się szybko naprzód, wymijając liczne statki żaglowe i parowe, korzystające z obecnej wysokości wody, która w porze letniej, przy panujących upałach i suszach nie nadaje się do żeglugi, tak samo jak w porze zimowej, gdy znowu jej powierzchnię ścinają lody.
Ze względu na pasażerów, których kilku podążało do Platte City, parowiec zatrzymał się przy tem miasteczku, którego nazwa odpowiada nizkiemu położeniu okolicznych ziem.
Jeszcze dwadzieścia pięć mil żeglugi, a oto miasto Nebraska, uważane niejako za port Lincolnu, jakkolwiek to ostatnie oddalone jest o jakie dwadzieścia mil na zachód rzeki.